10/27/2014

Jestem, żyję

Doleciałam. Nie było łatwo ale zaraz wszystko Wam opiszę.
Z piątku na sobotę miałam imprezę pożegnalną dla moich przyjaciółek i niestety nie mamy żadnego dobrego (ostrego) zdjęcia ale dziękuję Wam laski za to, że jesteście i że mogę na Was zawsze liczyć :-* :-* :-* :-* <3 <3 <3 <3 <3
Dostałam również super prezenty których zdjęcia wrzucę kiedy kupię komputer bo nie mogę zrobić tego na telefonie ale bardzo dziękuje mojemu Pawełoszkowi i Kasiuli :-*

19 miałam obiad pożegnalny z rodziną i koło 23 pojechałam do Warszawy. Usnęłam jakoś o 2 a musiałam wstać o 3.30. Po 4 wyszliśmy z domu. Potem na lotnisku oddałam bagaż pożegnałam się z mamą i kuzynem i razem z Olą poszłyśmy do bramek potem siedziałyśmy i około 7 z opóźnieniem polecieliśmy do Brukseli byliśmy tam o po 9
więc zanim wyszłyśmy i znalazłyśmy bramki to zostało nam 15 minut do odlotu kiedy powiedziałyśmy to kolesiowi który nadzorował tłum to powiedział, że zdążymy i potem to samo kobieta. Tak więc nie zdążyłyśmy bo było tak dużo ludzi i jeszcze cofali nasze bagaże. Poszłyśmy do okienka brussels airlines gdzie było już parę osób, które również nie zdążyły żeby znaleźli nam nowy lot. Tak więc musiałyśmy czekać na lotnisku 6 żeby o 16.15 polecieć do Zurichu tam miałyśmy godzinę na przesiadkę  i o 17.20 ruszyliśmy do NJ. Lot trwał 9godzin i ciągnął się w nieskończoność. W NJ miałyśmy być o 12pm a byłyśmy o 8pm więc w Polsce była 12am tak więc spędziłyśmy ponad 24 godziny w podróży ponieważ po tym jak wylądowałyśmy i przeszłyśmy kontrolę to okazało się, że naszych bagaży nie ma. Musiałyśmy iść do okienka Swissu spisać jakiś protokół i czekać na bagaż. Potem było szkolenie tylko, że po prawie 24godzinach bez snu ponieważ w samolocie spałyśmy łącznie nie więcej niż 3 godziny a z niedzieli na poniedziałek 1.5 godziny ledwo wstałyśmy, padałyśmy ale oni mieli to gdzieś. Ogólnie szkolenie nie było takie złe jak sobie wyobrażałam po przeczytaniu wszystkich postów było parę zbędnych rzeczy dla mnie jak gadanie o maluchach kiedy ja opiekuję się starszymi, oczywiście mówienie nam oczywistych rzeczy. We wtorek była wycieczka do NY  którą dostałam od APC. Najpierw wyszliśmy na chwilę żeby zrobić zdjęcie i potem jeszcze przy Statule Wolności, potem mieliśmy godzinę dla siebie na Time Square więc poszłyśmy z dziewczynami coś zjeść a potem wróciliśmy do hotelu w środę również była wycieczka do NY która kupiłam ze względu na to że mieliśmy 3 godziny dla siebie ale niestety padał deszcz a moja kurtka była w walizce bo jeszcze wtedy nie miałam mojej walizki i nie wiedziałam, że dostanę ją dopiero w następny poniedziałek więc poszłyśmy z Olą do chipotle coś zjeść a potem do Starbucks na gorącą czekoladę bo byłyśmy całe mokre i było nam zimno. W czwartek rano mieliśmy parę godzin szkolenia i po lunchu zawieźli nas na lotnisko. Ale zanim pojechaliśmy okazało się że jeden z bagaży się odnalazł i miał być to mój ale okazało się, że jest Oli. Na lotnisku najpierw musiałyśmy przejść przez kontrolę czyli było trzeba wejść do takiego okrągłego czegoś stanąć w rozkroku unieść ręce głowę i już czułeś się jak skazany na wygnanie. W samolocie uświadomiłam sobie że rano nie zjem śniadania z dziewczynami nie pogadam po polsku, nie będzie tyle osób więc uroniłam jedną łezkę lub dwie ale potem się otrząsnęłam. Nasz samolot miał opóźnienie pół godziny ale i tak miejscu byliśmy 5minut wcześniej więc jak weszłam do hali powitań to dziewczyny siedziały i mnie nie zauważyły mimo że machałam, jak już mnie wychaczyły to wstały i podniosły ten plakat. Potem było zdjęcie i poszłyśmy do restauracji poczekać na chłopaków. Potem pojechaliśmy do restauracji na kolację. I na małe zakupy ponieważ moje wszystkie czyste ciuchy skończyły się na szkoleniu. W piątek dzieciaki miały wolne więc poszliśmy do Helium pełno trampolin basen z piankami i ścianka wspinaczkowa. W sobotę zawieźliśmy młodą na urodziny na młodego na mecz a potem po powrocie razem z Marie ich au pair obejrzałyśmy film, w sumie to Mari obejrzała bo ja usnęłam. W niedzielę była impreza pożegnalna Mari potem obejrzeliśmy mecz, w sumie ja się czasem spojrzałam bo po pierwsze nic nie rozumiałam a po drugie pisałam tego posta.

Jutro ma przjść moja walizka ma być do 10.30am więc już nie mogę się doczekać i jestem ciekawa czy przyjdzie w jednym kawałku i czy wszystko będzie w środku. Jutro też zacznie się moja praca od 6.30 więc jestem ciekawa jak to wszystko będzie na całe szczęście Mari będzie ze mną cały ten tydzień więc wszystko mi pokaże.
Postaram odezwać się po tym tygodniu ale nie mam czasu na nic nawet żeby pogadać na Skypie a co dopiero żeby siedzieć i pisać z kimś na fb a mam tam sporo wiadomości więc przepraszam postaram się to nadrobić jak najszybciej.
Zdjęcia dodam jak tylko będę miała komputer.

8 komentarzy:

  1. kurcze. ale przygoda z tą walizką. w łeb bym sobie strzeliła. dawaj znać co i jak!

    OdpowiedzUsuń
  2. o ja Cię ale miałaś przygody, już się zestresowałam:D
    a ludzie na lotnisku i szukanie nowego lotu, prawidłowej braki itd jest proste?:D bo już mam stresa:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ogólnie ludzie na lotnisku są spoko, nie było problemu z tym, że muszą nam znaleźć nowy lot problem był w tym żeby znaleść jakiś który będzie pasował :-P a co do bramki do w Brukseli nie było łatwo bo lotnisko jest duże i pełno tam sklepów ale w sumie jest pełno tabliczek z informacjami co, gdzie jak.

      Usuń
  3. Współczuję akcji z walizką... Chyba bym padła gdyby mnie coś takiego spotkało :P

    OdpowiedzUsuń
  4. No to piękna przygoda na początek! Ale najważniejsze, że już jesteś na miejscu:)

    Powoli zaczynam się modlić, żeby jakaś Polka leciała ze mną.. Jakbym ja spóźniła się na samolot, to chyba bym siadła na środku lotniska i zaczęła płakać..:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha to samo powiedziałam Oli, że bez niej bym po prostu usiadła na środku i płakała :-P

      Usuń